Piotr Xięski

Jak zaczęła się moja przygoda ze wspinaczką?
Wszystko zaczęło się od turystyki beskidzkiej, potem tatrzańskiej. Był 1985 rok i jako 15 latek idąc na Rysy zostałem przy Czarnym Stawie wylegitymowany  przez żołnierzy WOP oraz przepytany o cel mojej obecności. Obok przeszła dwójka chłopaków, którzy rzucili żołnierzom – taternicy – i poszli dalej bez przeszkód w stronę Mokrej Wanty. Potem obserwowałem jeszcze w ścianie małe kolorowe punkty, usłyszałem wydawane komendy i już wiedziałem że nie ma dla mnie innej drogi. Aby dostać się wtedy na kurs wspinaczki skalnej trzeba było zdać egzamin ze znajomości topografii Tatr… Na 25 miejsc na kursie było 80-ciu kandydatów i naprawdę ostra konkurencja. Pamiętam, że jak zobaczyłem swoje nazwisko na liście przyjętych na kurs to uniosłem się 10 cm nad ziemię. Duma…

Niecały rok od ukończenia klubowego kursu dostrzegł mnie w trakcie udanego prowadzenia komina Lechfora (VI, OS) sam Janusz Majer! Prezes pogratulował i zaprosił do biura klubu po odbiór skierowania na kurs taternicki do Betlejemki… Duma Duma Duma! Potem było już z górki, a właściwie to pod górę. Tak już to trwa, nieprzerwanie od 35 lat.

Co jest najważniejsze we wspinaniu?
Dla mnie wspinanie to aktywność wymagająca jednoczesnego połączenia wielu składowych i wszystkie wydają mi się ważne #Partnerstwo rozumiane w tak oczywisty sposób, że jeśli ktoś mówi – Możesz iść – to naprawdę koncentruje się na asekuracji i naszym wspólnym bezpieczeństwie. Jeśli coś pójdzie nie tak mam pewność, że nie spotkam się z pozwem sądowym autorstwa mojego kolegi. #Akceptacja ryzyka polegająca nie tylko na tym, że sam uświadamiam sobie zasady gry i potencjalne konsekwencje tej aktywności, ale również potrafię rozmawiać o tym uczciwie z bliskimi osobami. W tej grze nie wolno licytować ponad to, co rzeczywiście masz w trzymanych w ręku kartach. Wspinanie to przede wszystkim doznania. #Zapach wygrzanej w słońcu skały. #Frustracja po odpadnięciu w łatwiejszym już terenie po przejściu długo patentowanego crux’a. Euforia po wpięciu się do łańcucha na drodze, która zrzucała nas przez miesiące. #Cierpliwość w oczekiwaniu na okno pogodowe w wyprawowej bazie czy w namiocie w słonecznej Hiszpie, w której od tygodnia leje. #Strach, kiedy oczekiwana klama 6 metrów nad ringiem okazała się słabym oblakiem. #Zimno na stanowisku w szczerym lodzie przeszywające Cię na wskroś, mimo że jeszcze 20 minut temu umierałeś z gorąca i pragnienia na prowadzeniu poprzedniego wyciągu.

Jakie są Twoje trzy najważniejsze przejścia i dlaczego akurat te?
Drogi w Yosemite i Indian Creek  (wszystkie!),  bo jak się już pojawiłem w USA w wieku 42 lat to stało się dla mnie oczywiste, że pierwszą połowę życia zmarnowałem. Wycieczka do Ojcowa – Okiennik Skarżycki, bo przejście tej drogi oznaczało wygraną w absurdalnie śmiałym zakładzie o możliwość podniesienia poziomu z 7a do  8a w jeden rok. Lourdes 8a – El Chorro, bo po porażce i 10 dniach walki na tej drodze podjąłem decyzję o zostaniu w rejonie – do zwycięstwa. Koledzy byli bardzo zdziwieni, gdy rano zamiast pakować się do auta oświadczyłem, że nowy bilet na samolot kupię, jeśli tylko wepnę się do łańcucha. Udało się to 2 dni później. Smashing Pumpkins 8a+ El Chorro, bo to moja życiówka na drodze ze sportową asekuracją, którą zrobiłem  5 miesięcy po chirurgicznej interwencji i naprawie urwanego bicepsa. Dało mi to przekonanie, że głowa jest silniejsza niż biceps. Na tej drodze urwałem również tufę, umożliwiającą kluczowy rest z zaklinowanym kolanem, bez którego trudno było uciągnąć drugą część 40 metrowej drogi. Urwaną tufę schowałem w skalnej dziupli. Przyładowałem, schudłem i przyjechałem do El Chorro po 6 tygodniach z żywicą epoksydową, którą zmieszałem z piachem z plaży pod Gibraltarem i przykleiłem na swoje miejsce urwany skalny sopel. Zatem naprawiłem wyrządzoną wcześniej nieumyślnie szkodę i 2 dni później zameldowałem się w łańcuchu. Drogi na Kazalnicy (wszystkie!), bo na poważnie zacząłem się na tej ścianie wspinać w wieku 44 lat i przez 3 lata udało się w zespole z Lamą w zasadzie wyzerować Zerwę. Postrzegam ten czas jako super przygodę, pomimo potwierdzonego wcześniej empirycznie faktu, że pierwszą część życia zmarnowałem.

Dlaczego warto się zapisać na kurs wspinaczki skalnej ?
Jeśli naprawdę chcesz czegoś się nauczyć w zakresie wspinaczki skalnej na własnej asekuracji i nie oczekujesz, że stanie się to szybko i bezstresowo – to dobrze trafiłeś! Damy Ci tu rzetelną wiedzę teoretyczną, uświadomimy jakie masz mocne, a jakie słabe strony w zakresie sprawności fizycznej. Będziemy wymagać nie tylko Twojej obecności na wykładach, ale również Twojego zaangażowania. W zamian damy Ci nasze zaangażowanie i fachową wiedzę. Po każdym wykładzie sprawdzimy również, czy nasza krew nie poszła w piach i czy w Twojej głowie zostało cokolwiek. Spotkamy się z Tobą kilka razy na ścianie wspinaczkowej, gdzie nauczymy cię asekuracji, przewiązywania w stanowisku, prowadzenia na drodze wyposażonej w stałą asekurację. Wszystko po to, by w trakcie części praktycznej już tylko to powtórzyć i nie zaczynać od zera. Na koniec po części teoretycznej kursu czeka Cię egzamin testowy. Potem damy Ci 8 dni wspinaczkowych w żywej skale – 2 dni więcej niż wymagane pensum. Po kursie zaprosimy Cię do uczestnictwa w życiu klubu, gdyż w tym wszystkim nie chodzi o Twoje pieniądze tylko o Ciebie. Jeśli to do Ciebie przemawia – to warto zgłosić się na nasz kurs!